Nick Wallenda po raz kolejny zapisał się w historii Stanów Zjednoczonych. Akrobata i kilkukrotny gość w księdze rekordów Guinnesa przeszedł po linie rozciągniętej nad wulkanem w Nikaragui. Mężczyzna przez 31 minut stąpał nad rozgrzanym do granic ludzkich wytrzymałości zbiornikiem lawy, tak jakby nie zdawał sobie sprawy, że każdy krok może być ostatnim.

Co prawda śmiałek pokonał 550 m dystans przypięty do specjalnej uprzęży i wyposażony w maskę jednak, kto z nas byłby w stanie podjąć się takiego wyzwania? Szczególnie, że nikt nie mógł zagwarantować mu 100% bezpieczeństwa w razie niepowodzenia akcji.

Po spacerze przez wnętrze wulkanu Amerykanin stwierdził, że w jego życiu nie ma już niczego więcej do przejścia. Wielbiciel adrenaliny w swojej nietypowej karierze ustanowił, bowiem 6 rekordów Guinnesa, a wszystkie z nich związane były z przerażającymi dla zwykłych śmiertelników wyczynami akrobatycznymi.
Na swoim koncie ma przejście po linie rozciągniętej nad wodospadem Niagara oraz Wielkim Kanionem rok po roku, bez zabezpieczenia! Wallenda spacerował również z zasłoniętymi oczami pomiędzy szczytami 183 metrowych wieżowców w Chicago. Krew w żyłach mrozi fakt, iż w trakcie tej niemal samobójczej eskapady połowę trasy musiał pokonać w asyście huśtającego liną wiatru.

Nic dziwnego, ponieważ Amerykanin odwagę, talent i zmiłowanie do ryzyka ma we krwi. Nick to dumny reprezentant słynnego cyrkowego rodu. Swoje akrobatyczne umiejętności ćwiczył już od 13 roku życia, więc można powiedzieć, iż adrenalina towarzyszyła mu od dziecka. Nie wszystkim jego krewnym, co prawda udało się przeżyć widowiskowe popisy. Podczas wykonywania sztuczek zmarł m.in. jego pradziadek.

Opracowanie: Katarzyna Maj
Źródło: zmianynaziemi.pl

Pin It on Pinterest